Pierwszy etap podróży już za mną i muszę powiedzieć, że aż do wejście na pokład nie było łatwo. Nienawidzę pożegnań. Patrzenie na rodzinę, która mogła odprowadzić mnie tylko do odprawy było straszne... Miałam nie płakać. Płakałam ;P
Lot minął zaskakująco szybko. Nie ma to jak nawijanie przez dwie godziny praktycznie bez przerwy...
Wczoraj miałam "małe" pożegnanie z resztą rodziny. Załapałam się na nie przy okazji pierwszych urodzin kuzynki. 30 osób, z czego 10 dzieciaków... I weź tu powiedz "Papa"...
Czas się kończy, więc kilka zdjęć:
Hello, London! |
Słodkie zdjęcia! Powodzeniaa :))
OdpowiedzUsuńWspaniałej przygody, Marta!
OdpowiedzUsuńBaw się i szykuj mi miejsce bo niedługo lecę :D
OdpowiedzUsuń