Mój pierwszy tydzień w nowym domu powoli się kończy. Czas na jakieś refleksje....
Zaraz po przyjeździe Host Family zabrała mnie na kolację powitalną, a po niej pozwoliła mi się porządnie wyspać. Drugi raz w życiu udało mi się obudzić o 12:00 pm!
Sobota, rozpoczęta z lekkim poślizgiem była dniem przeznaczonym dla rodziny. Wybraliśmy się do pobliskiego parku, gdzie zjedliśmy sushi i pobawiłam się z dziewczynkami na placu zabaw. Mają tam historyczną karuzelę, taką, jakie widuje się w filmach. Miałam okazję przejechać się na jednym z znajdujących się na niej rumaków ;) W sumie fajna zabawa... Poznałam też ciocię i dwie kuzynki moich dziewczynek. Przesłodkie bliźniaczki :D
Potem Host pokazał mi mniej więcej co jest gdzie i wróciliśmy do domu.
Po południu wybrałam się z Dominiką- poprzednią au pairką mojej rodziny do DC. Miałam okazję zobaczyć Biały Dom, Washington Monument i Lincoln Monument.
Na resztę przyjdzie jeszcze czas, bo trochę spieszyłyśmy się na metro ;P
A wieczorem... Wieczorem razem ze znajomymi Dominiki pojechałyśmy na domówkę. Do Wirginii ;) Jak to tutaj bywa dopiero wychodząc dowiedziałyśmy się kto był gospodarzem... Co ciekawe, nie była to taka typowa amerykańska impreza. Gośćmi, poza nami, byli sami Latynosi... I muszę przyznać, że potrafią się bawić :D
Po powrocie około 4:00 am odpoczęłam w swoim pokoju na tyle, na ile pozwoliły mi dziewczynki, a około 3:00 pm poszłyśmy na basen. Uwielbiam go. Mamy na osiedlu kompleks basenów, kortów tenisowych, stołów do ping ponga i miejsc piknikowych. Pogoda sprzyjała, więc mogłam się chwilę zrelaksować...
W poniedziałek zaczęłam pracę, z tym, że dopóki jesteśmy obie, raczej nie odczuwam tego, że pracuję. Dzielimy się obowiązkami, przez co mamy sporo czasu wolnego. Szczególnie, że dziewczynki mają półkolonie, na których spędzają po mniej więcej 3- 4 godziny dziennie... A po ich powrocie i jakiejś przekąsce oczywiście basen!
Wczoraj mieliśmy 93F i poczułam się jak na wakacjach. Leżałam na leżaku, pluskałam się w basenie z dziewczynkami, potem dzieci bawiły się z koleżankami... Żyć nie umierać...
Niestety w poniedziałek żegnamy Dominikę i przyjdzie moja kolej prowadzenia czołgu, który tu nazywają autem ;P Z tej okazji wybieramy się na kolację pożegnalną...
Wczoraj wieczorem miałam też pierwsze spotkanie z LCC i pozostałymi au pairkami
z okolicy. W zasadzie mało się tam działo. Dostałyśmy ciasteczka i dziewczyny, których rok dobiega końca podsumowywały krótko swoje doświadczenia... W sobotę LCC przyjeżdża do nas, żeby w spokoju porozmawiać ze mną i rodziną. Potem czeka mnie wyprawa do banku, bo muszę w końcu założyć konto. Dostałam już pierwszą wypłatę, a naprawdę nie lubię trzymać przy sobie i pieniędzy i czeków...
Jak widać sobota zapowiada się raczej intensywna, ale na niedzielę nie mam na razie żadnych planów. Poleżę, pozwiedzam, może gdzieś pojadę ;D
Grafik bardzo mi odpowiada, bo jestem w stanie dzwonić do rodziny i znajomych
w idealnych dla obu stron porach. Oby tak zostało, bo ostatnio mam więcej znajomych niż kiedykolwiek ;P
PS. Kolejny post postaram się poświęcić na opis mojej Host Family, ale jakoś ciągle nie miałam czasu zapytać czy mogę od czasu do czasu wrzucić tu zdjęcie dziewczynek...
Ale super! Oby już zawsze było tak fajnie! ;)
OdpowiedzUsuńTeż chciałabym, żeby tak zostało ;)
UsuńWszędzie to piszę, więc i tu... zazdroszczęęę i tyle!
OdpowiedzUsuńOby mi się też dobrze trafiło :)
Pozdrawiam i zapraszam :)
Ale fantastycznie :) Naprawdę się dzieje, super! Oby tak dalej!
OdpowiedzUsuńNapisz jak tam się prowadziło czołg :D
No to super! Trzymam kciuki, żeby tak zostało!! :))
OdpowiedzUsuńMogę zwrócić uwagę na jedną rzecz? Strasznie irytująca jest ta muzyka, która włącza się od razu, gdy wchodzi się na Twojego bloga. Otwieram zazwyczaj kilka/kilkanaście zakładek na raz i potem nie mogę znaleźć, gdzie mi to gra.