czwartek, 24 lipca 2014

First week...

Mój pierwszy tydzień w nowym domu powoli się kończy. Czas na jakieś refleksje....
Zaraz po przyjeździe Host Family zabrała mnie na kolację powitalną, a po niej pozwoliła mi się porządnie wyspać. Drugi raz w życiu udało mi się obudzić o 12:00 pm!
Sobota, rozpoczęta z lekkim poślizgiem była dniem przeznaczonym dla rodziny. Wybraliśmy się do pobliskiego parku, gdzie zjedliśmy sushi i pobawiłam się z dziewczynkami na placu zabaw. Mają tam historyczną karuzelę, taką, jakie widuje się w filmach. Miałam okazję przejechać się na jednym z znajdujących się na niej rumaków ;) W sumie fajna zabawa... Poznałam też ciocię i dwie kuzynki moich dziewczynek. Przesłodkie bliźniaczki :D
Potem Host pokazał mi mniej więcej co jest gdzie i wróciliśmy do domu.
Po południu wybrałam się z Dominiką- poprzednią au pairką mojej rodziny do DC. Miałam okazję zobaczyć Biały Dom, Washington Monument i Lincoln Monument.
Na resztę przyjdzie jeszcze czas, bo trochę spieszyłyśmy się na metro ;P
A wieczorem... Wieczorem razem ze znajomymi Dominiki pojechałyśmy na domówkę. Do Wirginii ;) Jak to tutaj bywa dopiero wychodząc dowiedziałyśmy się kto był gospodarzem... Co ciekawe, nie była to taka typowa amerykańska impreza. Gośćmi, poza nami, byli sami Latynosi... I muszę przyznać, że potrafią się bawić :D
Po powrocie około 4:00 am odpoczęłam w swoim pokoju na tyle, na ile pozwoliły mi dziewczynki, a około 3:00 pm poszłyśmy na basen. Uwielbiam go. Mamy na osiedlu kompleks basenów, kortów tenisowych, stołów do ping ponga i miejsc piknikowych. Pogoda sprzyjała, więc mogłam się chwilę zrelaksować...
W poniedziałek zaczęłam pracę, z tym, że dopóki jesteśmy obie, raczej nie odczuwam tego, że pracuję. Dzielimy się obowiązkami, przez co mamy sporo czasu wolnego. Szczególnie, że dziewczynki mają półkolonie, na których spędzają po mniej więcej 3- 4 godziny dziennie... A po ich powrocie i jakiejś przekąsce oczywiście basen!
Wczoraj mieliśmy 93F i poczułam się jak na wakacjach. Leżałam na leżaku, pluskałam się w basenie z dziewczynkami, potem dzieci bawiły się z koleżankami... Żyć nie umierać...
Niestety w poniedziałek żegnamy Dominikę i przyjdzie moja kolej prowadzenia czołgu, który tu nazywają autem ;P Z tej okazji wybieramy się na kolację pożegnalną...
Wczoraj wieczorem miałam też pierwsze spotkanie z LCC i pozostałymi au pairkami
z okolicy. W zasadzie mało się tam działo. Dostałyśmy ciasteczka i dziewczyny, których rok dobiega końca podsumowywały krótko swoje doświadczenia... W sobotę LCC przyjeżdża do nas, żeby w spokoju porozmawiać ze mną i rodziną. Potem czeka mnie wyprawa do banku, bo muszę w końcu założyć konto. Dostałam już pierwszą wypłatę, a naprawdę nie lubię trzymać przy sobie i pieniędzy i czeków...
Jak widać sobota zapowiada się raczej intensywna, ale na niedzielę nie mam na razie żadnych planów. Poleżę, pozwiedzam, może gdzieś pojadę ;D

Grafik bardzo mi odpowiada, bo jestem w stanie dzwonić do rodziny i znajomych
w idealnych dla obu stron porach. Oby tak zostało, bo ostatnio mam więcej znajomych niż kiedykolwiek ;P

PS. Kolejny post postaram się poświęcić na opis mojej Host Family, ale jakoś ciągle nie miałam czasu zapytać czy mogę od czasu do czasu wrzucić tu zdjęcie dziewczynek...










5 komentarzy:

  1. Ale super! Oby już zawsze było tak fajnie! ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wszędzie to piszę, więc i tu... zazdroszczęęę i tyle!
    Oby mi się też dobrze trafiło :)
    Pozdrawiam i zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale fantastycznie :) Naprawdę się dzieje, super! Oby tak dalej!
    Napisz jak tam się prowadziło czołg :D

    OdpowiedzUsuń
  4. No to super! Trzymam kciuki, żeby tak zostało!! :))

    Mogę zwrócić uwagę na jedną rzecz? Strasznie irytująca jest ta muzyka, która włącza się od razu, gdy wchodzi się na Twojego bloga. Otwieram zazwyczaj kilka/kilkanaście zakładek na raz i potem nie mogę znaleźć, gdzie mi to gra.

    OdpowiedzUsuń