piątek, 27 czerwca 2014

Gifts for Host Family...

Nareszcie udało mi się skompletować prezenty dla mojej Host Family. Okazuje się, że kupienie jakiejkolwiek książki o Polsce przetłumaczonej na język angielski, a nie ważącej tonę wcale nie należy do najłatwiejszych zadań :D

Gifts:

Dla Eileen

Dla Julii


Dla obu dziewczynek

Dla Host Mom
(twierdzi, że chętnie pozna polską kuchnię, a i ja pewnie nie raz skorzystam z tej książki :D)

Dla Hosta



Dziewczynkom zdecydowałam kupić się srebrne bransoletki z koralikami w ich ulubionych kolorach i zawieszkami wysadzanymi cyrkoniami. Stwierdziłam, że jeżeli kupię im to samo, uniknę niechcianego żalu, że jedna z nich dostała coś (ich zdaniem) lepszego...
Sobie też miałam ochotę kupić taką bransoletkę w innym kolorze ;) Zobaczymy...


Dzisiaj krótko i na temat, bo muszę odebrać Świadectwo Maturalne...

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Delivery...

Myślałam, że nad wszystkim panuję. Naprawdę. Działam według listy i teoretycznie powoli odhaczam punkty. "Powoli" jest tu słowem kluczem. Na początku mówili mi, żebym poczekała aż będę miała dane lotu, potem aż dostanę wizę, a teraz został mi niecały miesiąc, a tu okazuje się, że znalezienie odpowiedniej walizki na bagaż podręczny czy plecaka na laptopa nie jest wcale takie łatwe. Szczególnie w takiej dziurze, w jakiej mieszkam...

Od rana czekałam na kuriera, który jakby wiedząc, że jestem chwilowo niecierpliwa, nie spieszył się do mnie szczególnie :D
Kiedy w końcu przyjechał i przesyłka była już w moich rękach, poczułam ulgę...
Mam wizę!!!
Oczywiście zanim udało mi się na nią spojrzeć, obejrzeli ją pozostali domownicy :)
Ja jeszcze się na nią napatrzę...

Dostałam też dane lotu. Lecę British Airways z przesiadką w Londynie, gdzie spędzę aż cztery godziny. Przynajmniej zdążę dać znać rodzinie, że jestem na ziemi i pierwszy etap podróży już za mną.
Bałam się, że wylot będę miała wcześnie rano, a tu miła niespodzianka- 12:25 pm. Mogę położyć się spać poprzedniego dnia :D
Normalnie nie przeszkadza mi zarwanie kilku nocy, ale nie wiem jak skończyłoby się to w połączeniu z jet lag. Na JFK wyląduję o 8:55 pm, potem droga na campus, a od rana szkolenie... Grunt to być przytomnym :P

Kończę też kupowanie prezentów dla mojej Host Family, ale o tym planuję napisać osobnego posta...
 

czwartek, 5 czerwca 2014

Many attractions...

Data wylotu zbliża się wielkimi krokami, a ja korzystam z ostatnich chwil w Polsce (o dziwo w towarzystwie znajomych).
Jako, że nie jestem jedyną osobą, która wpadła na pomysł wyjazdu zagranicę, dwa dni temu zorganizowaliśmy spontaniczny wyjazd w celu pożegnania kolegi...

Wczoraj w nocy na szybko uskuteczniłam pakowanie i po czwartej rano wyjechałam w góry na szkolenie dla wychowawców kolonijnych.
W życiu nie byłam na tak nudnych wykładach. Siedzę tu już od pięciu godzin i na razie wykładowca, nazwany przez nad pieszczotliwie Stachem, okazał się głuchym dziadkiem, który chyba nie wie na jaki temat ma mówić.
Na szczęście nasza wyobraźnia nie zna granic. Nigdy dotąd nie robiłam tam wiele, nie ruszając się z miejsca :) Szkoda tylko, że pojutrze czeka nas egzamin...

W poniedziałek rano zaczynam festiwal wolontariatu. Z tej okazji co rok do mojego miasta przyjeżdża grupa znajomych z USA i wspólnie działamy na rzecz lokalnej społeczności. W międzyczasie, w środę czeka mnie spotkanie w Ambasadzie, po którym (mam nadzieję) nareszcie dotrze do mnie fakt, że wyjeżdżam. Póki co, zauważyłam, że moja rodzina i znajomi są bardzo tym  podekscytowani. Ciekawe czy chcą się mnie pozbyć... :P