Myślałam, że nad wszystkim panuję. Naprawdę. Działam według listy i teoretycznie powoli odhaczam punkty. "Powoli" jest tu słowem kluczem. Na początku mówili mi, żebym poczekała aż będę miała dane lotu, potem aż dostanę wizę, a teraz został mi niecały miesiąc, a tu okazuje się, że znalezienie odpowiedniej walizki na bagaż podręczny czy plecaka na laptopa nie jest wcale takie łatwe. Szczególnie w takiej dziurze, w jakiej mieszkam...
Od rana czekałam na kuriera, który jakby wiedząc, że jestem chwilowo niecierpliwa, nie spieszył się do mnie szczególnie :D
Kiedy w końcu przyjechał i przesyłka była już w moich rękach, poczułam ulgę...
Mam wizę!!!
Oczywiście zanim udało mi się na nią spojrzeć, obejrzeli ją pozostali domownicy :)
Ja jeszcze się na nią napatrzę...
Dostałam też dane lotu. Lecę British Airways z przesiadką w Londynie, gdzie spędzę aż cztery godziny. Przynajmniej zdążę dać znać rodzinie, że jestem na ziemi i pierwszy etap podróży już za mną.
Bałam się, że wylot będę miała wcześnie rano, a tu miła niespodzianka- 12:25 pm. Mogę położyć się spać poprzedniego dnia :D
Normalnie nie przeszkadza mi zarwanie kilku nocy, ale nie wiem jak skończyłoby się to w połączeniu z jet lag. Na JFK wyląduję o 8:55 pm, potem droga na campus, a od rana szkolenie... Grunt to być przytomnym :P
Kończę też kupowanie prezentów dla mojej Host Family, ale o tym planuję napisać osobnego posta...