wtorek, 9 września 2014

Trips and fun...

Zbieram się i zbieram do napisania posta, ale jakoś nie było okazji... W tygodniu pracuję, weekendy staram się spędzać poza "domem". I takim sposobem nie opublikowałam nic przez trzy tygodnie...

Na początek muszę powiedzieć, że pisząc ostatniego posta zaoszczędziłam sporo
na wizycie u specjalisty, której chyba nie pokrywa ubezpieczenie ;D
Diametralnie zmieniłam swoje nastawienie do wszystkiego i od teraz niech robią
co chcą i ja też tam będę robiła... Nie ma co liczyć na jakiekolwiek zmiany, bo i tak nie nastąpią...

Ostatnio każdy weekend spędzam gdzieś.
Dwa tygodnie temu na przykład pojechałam na dwa i pół dnia do koleżanki, mieszkającej w Alexandrii, VA. Planowałyśmy dwa dni leżeć na odległych o godzinę drogi plażach, ale pogoda pokrzyżowała nam plany. Tak oto w sobotę rano wybrałyśmy się do The George Washington Masonic National Memorial z nadzieją na wjechanie na taras widokowy... Zapłaciłyśmy swoje, zwiedziłyśmy budynek, ale na górę wjechać nie mogłyśmy, bo nie miałyśmy przewodnika. Z tym, że nikt nam nie mówił, że go potrzebujemy... A już byłyśmy w windzie, takie jesteśmy podstępne ;P

Alexandria, VA

Tak, tam na dole to ja ;D

W niedzielę żar lał się z nieba, więc chwilę po 8:00 am byłyśmy już w drodze do Saint Point State Park... Jazda w 34 stopniach bez klimatyzacji nie jest łatwa. A dlaczego bez? Oszczędzamy na paliwie ;P
Na plaży tłumy. A właściwie nie tyle na plaży, co na polanie do niej przyległej. Większość ludzi robiła pikniki albo grillowała. Znalazłyśmy więc odosobnione miejsce, żeby dzieci nie sypały nas piachem (w końcu chciałyśmy od dzieci odpocząć) i po krótkiej sesji zdjęciowej wskoczyłyśmy do wody. Atlantyk okazał się zadziwiająco ciepły!
Spędziłyśmy tam na zmianę opalając się i kąpiąc w oceanie 5 godzin, a w drodze powrotnej zahaczyłyśmy, jak to my o centrum handlowe ;)
Dopiero wieczorem odczułyśmy skutki opalania. Na plaży wydawało się, że nie jest aż tak gorąco. Wiał wiatr, chmury często zasłaniały słońce, a moja opalenizna była ciemniejsza niż po wakacjach w Tunezji!!!
Szkoda tylko, że nie mogłam się ruszyć z bólu przez kolejne dwa dni ;P

Most łączący stany Maryland i Delaware
Selfie musi być ;P

Po kolejnym wyczerpującym tygodniu pracy, który składał się głównie z wizyt na przystanku cztery razy dziennie i jazdy do szkoły tańca prawie codziennie,
a w międzyczasie robienia zakupów, co akurat jest bardzo przyjemne, nadszedł długi weekend. 1-go września przypadł w tym roku Labour Day. Poniedziałek bez pracy!
Muszę przyznać, że mimo, że spędziłam go z Host Family, było całkiem przyjemnie. Przyjechała babcia dziewczynek i wszyscy razem poszliśmy na Pool Party ;D
Były wygłupy w wodzie, grill i darmowe snacki... Niestety w moim przypadku obeszło się bez opalania, bo skóra musi trochę odpocząć po poparzeniu z poprzedniego tygodnia ;P


W zeszły piątek wybrałyśmy się z Asią do kina. Takie już mamy szczęście,
że w ostatniej chwili przesunęli seans i dotarłyśmy do kasy 15 minut za późno ;P Skończyło się na zakupach (spożywczych) i przełożeniu filmu na poniedziałek...
W sobotę bardzo spontanicznie pojechałyśmy do Tanger Outlet- centrum handlowego składającego się praktycznie z samych outletów. Do dzisiaj mam wyrzuty sumienia, bo nie miałam zamiaru nic kupować, ale po prostu nie mogłam się oprzeć kilku rzeczom... Ale nie powiem, można trafić niezłe deal'e ;D Potem pojechałyśmy do National Harbor, który znajduje się dosłownie pięć minut od centrum.. Kołem młyńskim niestety się nie przejechałyśmy, ale zrobiłyśmy kilka zdjęć i ugotowałyśmy się w 35-cio stopniowym upale ;)

Wszyscy biorą nas tu za siostry ;D

Na niedzielę czekałyśmy od ponad miesiąca. W ramach comiesięcznych spotkań kontrolnych LCC Asi zorganizowała spływ kajakowo- pontonowy. Zamysł był taki, żeby integrować się z innymi au pairkami i rodzinami. Wyszło inaczej, bo jak tu się integrować, kiedy w kajaku płyną tylko dwie osoby?
Ambitnie wybrałyśmy spływ kajakiem. Siedem mil, cztery godziny, brzmiało zachęcająco... Nawet pogoda, początkowo nie najlepsza, okazała się idealna na tego typu aktywność. Ostatecznie trasę pokonałyśmy w niecałe trzy godziny, dopływając
na metę w pierwszej piątce kajaków, a było ich ponad 20 ;) Nie obyło się oczywiście bez przygód... Już na samym początku kajak chciał płynąć w drugą stronę i musiałyśmy zrobić piruet pomiędzy skałami. Wzdłuż całej trasy spływu tego typu przeszkody zdarzały się bardzo często, a my oczywiście za każdym razem musiałyśmy na nie wpłynąć i ugrzęznąć ;P Chyba jedynym wypadkiem, którego uniknęłyśmy było wywrócenie kajaka, chociaż kilka razy byłyśmy blisko....

Shenandoah River

Wczoraj nareszcie udało nam się obejrzeć film, do którego podchodziłyśmy wcześniej- "If I stay"... Jesteśmy zachwycone historią, filmem i bohaterami i jedyne co nas zdenerwowało, to zakończenie. Ale na szczęście już dowiedziałam się jak na prawdę wyglądało, bo w filmie było bardzo niesprecyzowane... Przy okazji zobaczyłyśmy trailery kilku innych filmów, które planujemy w najbliższym czasie zobaczyć...
A teraz czas do pracy i odliczać dni do kolejnego weekendu, bo znowu wybywamy ;D


4 komentarze:

  1. Super, że podróżujesz i zwiedzasz ;-) To jaśniejsza strona bycia au pair :-P Pisz częściej notki i nie przejmuj się hostami, za parę lat będziesz pamiętała tylko te najlepsze wypady z Asią i wielką przygodę życia ;-) Powodzenia ;-)
    Też myślę nad pojechaniem jako au pair za rok, jeszcze nie wiem czy ostatecznie się zdecyduję. Kiedy trzeba zacząć załatwiać cały wyjazd, jak to wygląda? :-P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja zaczęłam pół roku wcześniej, ale im wcześniej tym lepiej. Nie spiesz się z ostatecznym wyborem rodziny...

      Usuń
  2. Wykorzystuj czas jak tylko możesz! :)
    Faktycznie.. jak siostry ;D
    Btw.. chciałabym w USA jakiś spływ zorganizować albo chociaż wziąć udział, ciekawią mnie różnice między polskimi a amerykańskimi rzekami. Swoją drogą, mają strasznie śmieszne - dziwne kajaki :D
    Pozdrawiam, trzymaj się :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Szczerze mówiąc ta akurat rzeka jest dosyć płytka i w większości miejsc spokojna. Od czasu do czasu zdarzają się skały do ominięcia, ale ogólnie jest spokojniej niż w Polsce...
    A co do kajaków, mają też zwykle plastikowe. Te są klasyczne i bardziej stabilne... No i jest w nich bardzo dużo miejsca, więc można tak jak my rozłożyć jedzenie i podjadać w czasie wiosłowania ;P

    OdpowiedzUsuń